Eh… ja i moje ambitne plany. Założyłam sobie, że wstanę wcześnie rano, by podziwiać ptaki rozgadane, latające nad bagnem, które tonąć będzie w promieniach ciepłego słońca. Taaa… może następnym razem. Wstać rzeczywiście wstałam i wyjechałam o 6:15… ale tabunów ptaków nie uświadczyłam. Pewnie tak jak i większość normalnych istot, ptaki również nie są fankami deszczowej, zimnej pogody. Teraz to wiem. Gdy jest góra 4 stopnie i mży - wtedy się śpi. Ale nie ja! Na wieży widokowej dziarsko wyciągnęłam kieszonkową lornetkę, rzutem na taśmę nabytą w piątek wieczorem przed wyjazdem… wyjęłam i nic :) może gdzieś tam jakiś bociek, może gdzieś tam coś tam jeszcze przeleciało… ale definitywnie obserwacje ptaków uprawiałam w sposób wielce nieprofesjonalny. Schodząc z wieży spotkałam trójkę osób, wyposażonych w potężne lunety. Zapytałam ich co robię nie tak, że nie mogę trafić na ptaki - przecież jest dobra pora roku i dnia i nawet mam mikro lornetkę… Jeden z nich odpowiedział, że … w tym miejscu, to
8 lat temu też tu spędzałam Sylwestra. Wtedy miałam wrażenie, że nie było żadnych fajerwerków, a akcenty świąteczne czy też noworoczne były nieobecne - może poza jednym klubem, który z oddali sprawiał wrażenie, jakby tam właśnie była ta jedna jedyna impreza sylwestrowa. Teraz do Sylwestra z TVP w Zakopanem wciąż jeszcze daleko - ale scena rozstawiona twarzą do oceanu była. A na niej muzycy gnawy (gnawa wpisana niedawno na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO!) i niezmordowane klekotanie ich grzechotek. Oprócz tego kilka co najmniej restauracji i klubów reklamowało się swoimi imprezami, na ulicach balony 2020 i gdzieś słyszałam fajerwerki. Także świat się zmienia, łączy, przelewa z jednego w drugie, nabiera nowych kolorów. Wszystkiego najlepszego, przyjaciele!