Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2019

Biebrzański Park Narodowy - po raz drugi

Eh… ja i moje ambitne plany. Założyłam sobie, że wstanę wcześnie rano, by podziwiać ptaki rozgadane, latające nad bagnem, które tonąć będzie w promieniach ciepłego słońca. Taaa… może następnym razem. Wstać rzeczywiście wstałam i wyjechałam o 6:15… ale tabunów ptaków nie uświadczyłam. Pewnie tak jak i większość normalnych istot, ptaki również nie są fankami deszczowej, zimnej pogody. Teraz to wiem. Gdy jest góra 4 stopnie i mży - wtedy się śpi. Ale nie ja! Na wieży widokowej dziarsko wyciągnęłam kieszonkową lornetkę, rzutem na taśmę nabytą w piątek wieczorem przed wyjazdem… wyjęłam i nic :) może gdzieś tam jakiś bociek, może gdzieś tam coś tam jeszcze przeleciało… ale definitywnie obserwacje ptaków uprawiałam w sposób wielce nieprofesjonalny. Schodząc z wieży spotkałam trójkę osób, wyposażonych w potężne lunety. Zapytałam ich co robię nie tak, że nie mogę trafić na ptaki - przecież jest dobra pora roku i dnia i nawet mam mikro lornetkę… Jeden z nich odpowiedział, że … w tym miejscu, to

Day 10 | Essaouira - Dzień zakończoy fajerwerkami

8 lat temu też tu spędzałam Sylwestra. Wtedy miałam wrażenie, że nie było żadnych fajerwerków, a akcenty świąteczne czy też noworoczne były nieobecne - może poza jednym klubem, który z oddali sprawiał wrażenie, jakby tam właśnie była ta jedna jedyna impreza sylwestrowa.  Teraz do Sylwestra z TVP w Zakopanem wciąż jeszcze daleko - ale scena rozstawiona twarzą do oceanu była. A na niej muzycy gnawy (gnawa wpisana niedawno na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO!) i niezmordowane klekotanie ich grzechotek. Oprócz tego kilka co najmniej restauracji i klubów reklamowało się swoimi imprezami, na ulicach balony 2020 i gdzieś słyszałam fajerwerki. Także świat się zmienia, łączy, przelewa z jednego w drugie, nabiera nowych kolorów. Wszystkiego najlepszego, przyjaciele!

Day 10 | Rabat - Marrakesh - Essaouira - W drodze

Dzień spędzony w trasie - ale bardzo komfortowo. 9.30 pociąg do Marrakeszu, tam 1,5h na obiadek i autobusem Supratours (dworzec tuż przy "PKP") do Essaouiry. 17.30 meldujemy się nad oceanem. Z różnych opcji do wyboru takie połączenie pociągu i wygodnego autokaru było dla nas najlepsze (bilety zakupione w ONCF = "PKP" - fajnie wymyślili taką opcję podstawiania autobusów pod swoje dworce, by rozwozić gawiedź po turystycznych lokalizacjach tam, gdzie tory nie sięgają). Czy już mówiłam, że polubiłam Rabat? Rano idąc na dworzec jeszcze zdążyliśmy się zajarać paroma budynkami i usiedliśmy na herbatce i smoothie z awokado. Podoba mi się tutejszy zwyczaj szybkich śniadań w kawiarniach - czasami tylko kawusia i gazetka (vel smartphone), czasami msemen z oliwą lub miodem. Okazja do nastawienia się pozytywnie na cały dzień. Zrobiłam sobie zdjęcie z królem. W Marrakeshu tuż przy dworcu wpakowaliśmy się do fajnej restauracyjki, w której znaleźliśmy wszystko co pot

Day 9 | Rabat - Ah! Za krótko!

Przyjechaliśmy dosyć zmachani po 6h w autobusie i dopiero o 15 wyszliśmy na miasto... co przy zmroku zapadającym przed 19 daje stosunkowo niewiele czasu do zasmakowania stolycy. Pierwszy raz eksperymentowaliśmy tu z taksówkami - wcześniej wszędzie udawało nam się dotrzeć albo na piechotę albo transportem publicznym - teraz mieliśmy wyścig z zachodzącym słońcem i uznaliśmy to za stosowne ;) Oceniam, że w tym czasie zrobiliśmy 110% - choć najciekawszą rzecz - kasbę wiszącą nad oceanem - oglądaliśmy już o zmroku. Rabat spodobał mi się ze względu na swoje zielone przestrzenie, fajne wilgotne powietrze nadmorskie, szerokie ulice i luz, który czuliśmy spacerując niezatłoczonymi ulicami. Pierwsze miejsce, które odwiedziliśmy (po krótkiej lekcji od taksówkarza, jak powiedzieć dziękuję, witaj i przepraszam) to Szalla - miasteczko założone jeszcze w czasach antycznych przez Fenicjan, przejęte i opuszczone przez Rzymian a następnie wskrzeszone przez sułtanów z dynastii Merinidów. Obecnie jes

Day 8 | Chefchaouen - No Filter

Szaleństwo. Poza tym: dziś nasz autobus miał problem na drodze - coś odpadło? Rura? Wszyscy zachowali spokój, nikt zdaje się nawet tego nie skomentował, nie domagał się wyjaśnień, kierowca też nie pokusił się o wyjaśnienia. po prostu siedzieliśmy i po godzinie wszyscy przesiedliśmy się do innego autokaru #nicmnieniedziwi #inshallah wzięłam eksperymentalnie zupę, której wcześniej nie kosztowałam... i nie byłam w stanie jej zjeść (spróbowałam jedną łyżkę i wciąż mi niedobrze). Coś z nią musiało być nie tak, bo przy płaceniu pan sam z siebie nam jej nie policzył (it's canceled)... tylko w takim razie, skoro wiedzieli, że coś z nią nie tak - to czemu ją zaserwowali? #pytaniabezodpowiedzi nasz pokoik w chefchaouen jest dość podstawowy, trochę zimno, trochę pusto, trochę pachnie fajkami #niezawszemozeszmieccochcesz

Day 7 | Fez - Travel like a pro

Na zakończenie naszego pobytu w Fez wybraliśmy się na spacer do miejsca poleconego przez chłopaka pracującego w naszym hoteliku. Z okolic twierdzy górującej nad miastem rozciąga się widok na całą medinę - którą widać w całej okazałości. O! Tu jest ten duży meczet! O a tam, za tym blokiem, jest nasz hotel. O - a tu medresa. O - a tam na wzgórzu taki czarny dym się unosi (później dowiedzieliśmy się, że to fabryka drożdży piekarniczych - sic). Miejsce przyciąga wiele osób - głównie zdaje się lokalsów, z tego, co zaobserwowaliśmy. W sumie to zadziwiającem, że tak mało tu turystów zagranicznych - aż się prosi, po ścisku pomiędzy sukami, gdzieś wyrwać się na otwartą przestrzeń i spojrzeć na miasto z lotu ptaka. Zeszliśmy na dół, by zjeść ostatni posiłek - wybraliśmy knajpeczkę z tarasem wychodzącym wprost na Błękitną Bramę - wchodząc przywitaliśmy się z człowiekiem, którego pracą jest zaczepanie przechodniów i zapraszanie do środka. Ma niezłą pamięć - zapamiętał nas sprzed dwóch dni - &

Day 7 | Meknes - Tylko na chwilę

Z wypadu do Meknes najbardziej zapamiętam drogę tam i spowrotem - reszta zaczyna się powtarzać. Targ, meczety, tysiące rzeczy wystawione na sprzedaż, dobre jedzenie i wściekle błękitne niebo. Aby się dostać z Fez do Meknes - można wybrać pociąg (40 minut) lub autobus (1,5h). Gdy zaczęliśmy doliczać, ile czasu zajmie nam dojazd na dworzec "PKP" i ile z tamtego dworca do mediny... wyszło nam, że jednak nie warto. A przy okazji będziemy mogli kupić bilety na następy dzień do Chefchaouen. Na dworcu standard - przed budynkiem stoją taksówki i naganiacze - where are you going - marrakesh? Przemykamy sprawnie pomiędzy nimi, w środku rozglądamy się i w przypadkowym okienku pytam - Meknes? Pan przerywa rozmowę, bierze nas ze sobą, szybko idziemy za nim i okazuje się, że prowadzi nas do autokaru, który przy bramie wyjadowej już grzeje silnik do drogi. Szybko kupujemy bilety - 15MAD - wskakujemy do środka i już. Powrotny autobus złapaliśmy równie szybko - ledwo weszli

Day 6 | Fez - Gotowanie z Samirą

Lekcja gotowania marokańskiego była na bucket-liście od początku tego wyjazdu, a może nawet jeszcze wcześniej. Te parę lat temu, kiedy byłam tu po raz pierwszy, gotowaliśmy tajine z hostami na couchsurfingu. Było pysze i wydawało się bajecznie proste. Wróciłam do Polski z glinianym naczyniem do tajina i nawet co jakiś czas z niego korzystam - ale cały czas z przeświadczeniem, że to nie to, że robię coś nie tak, za bardzo się przypala na spodzie cebulka, za wiele rzeczy pakuję do środka, piramidka z warzyw jakoś "nie tak" wygląda itp itd. Nie starczyło nam czasu na gotowanie w Marrakeszu, nie mieliśmy takiej możliwości w Casablance. No więc w Fez! Ale - w miejscu, które namierzyliśmy wcześniej (w Clock Cafe) lekcje gotowania zapełnione na full. Więc może za parę dni w Chefshaouen? ... Zerkam na Trip Advisora i widzę, że jest jeszcze parę innych klas gotowania w Fezie - w tym w Riadzie Anata, gotowanie z Samirą. Napisałam do nich maila, szybko dostałam odpowiedź i już parę

Day 6 | Fez - Lost in Medina, for real!

Where are you going, my friend? This way is closed. Where are you going, my friend? GPS is not working here. Blue gate? Come - I will show you. Jak refren piosenki o charakterze tragiczno-komicznym. Pojawia się regularnie, nieodwołalnie, niechciany - a kiedy się powtarza, znów i znów - czuję że gram komedię. Bezsilność i śmiech. W feziańskiej medinie zgubiliśmy się parę razy. Takie wrażenie, jakby ścinay wyrastały spod ziemi, zakręty przemieniały się w proste ścieżki a pojedyńcze szlaki nagle rozdwajały się niespodziewanie. A GPS naprawdę tu szaleje, a maps.me pokazuje inne trasy na telefonie moim i Adama. Działo się to częściej w momencie, gdy już nam się zaczynało śpieszyć. I znów życiowa lekcja - gdy ci nie zależy na niczym konkretnie, to dojdziesz wszędzie - a gdy chcesz się znaleźć jedynie w jednym wybranym punkcie, o wybranym czasie - zaczynasz błądzić, znajdujesz wszystko tylko nie to :) Znalezione bezwiednie, najważniejsze lokalizacje mediny Fez: Medresa Abu Ina