Eh… ja i moje ambitne plany. Założyłam sobie, że wstanę wcześnie rano, by podziwiać ptaki rozgadane, latające nad bagnem, które tonąć będzie w promieniach ciepłego słońca. Taaa… może następnym razem. Wstać rzeczywiście wstałam i wyjechałam o 6:15… ale tabunów ptaków nie uświadczyłam. Pewnie tak jak i większość normalnych istot, ptaki również nie są fankami deszczowej, zimnej pogody. Teraz to wiem. Gdy jest góra 4 stopnie i mży - wtedy się śpi. Ale nie ja! Na wieży widokowej dziarsko wyciągnęłam kieszonkową lornetkę, rzutem na taśmę nabytą w piątek wieczorem przed wyjazdem… wyjęłam i nic :) może gdzieś tam jakiś bociek, może gdzieś tam coś tam jeszcze przeleciało… ale definitywnie obserwacje ptaków uprawiałam w sposób wielce nieprofesjonalny. Schodząc z wieży spotkałam trójkę osób, wyposażonych w potężne lunety. Zapytałam ich co robię nie tak, że nie mogę trafić na ptaki - przecież jest dobra pora roku i dnia i nawet mam mikro lornetkę… Jeden z nich odpowiedział, że … w tym miejscu, to
Od dwóch dni w Ljubljanie. Dziś wyskok do jaskiń Skocjańskich, powrót na obiad do Ljubljany i jedziemy do Zagrzebia. Wczoraj rano mini kryzys - poczucie, że wyczerpuje się formuła naszego podróżowania, że zbyt wszystko to jest zaplanowane lub zbyt szybko, pobieżnie chcemy doświadczyć Wszystkiego. Dobrze, że o tym porozmawialiśmy, mieliśmy podobne odczucia. Zrezygnowaliśmy z wyjazdu nad morze (do Kopru i Piranu), ze względu na pogodę zrezygnowaliśmy też z Jezior Plitvickich w Chorwacji, rozważaliśmy jeszcze wybrzeże Chorwackie w Istrii - ale powaliły nas ceny. Więc dziś wieczorem Zagrzeb a już niedługo Dubrovnik a potem pewnie (nic nie jest pewne słyszę z tyłu głowy) Boka Kotorska i Bośnia. Jeszcze nie mamy biletów - dziś wieczorem na dworcu się wszystko okaże. Ljubljana - małe cudowne miasto. Pierwszego dnia głównie włóczyliśmy się po uliczkach, pomiędzy kawiarniami, wchodząc na górę zamkową, wzdłuż rzeki, omijając fragmenty starówki, które występowały w reklamie (reklama pr