Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2016

Biebrzański Park Narodowy - po raz drugi

Eh… ja i moje ambitne plany. Założyłam sobie, że wstanę wcześnie rano, by podziwiać ptaki rozgadane, latające nad bagnem, które tonąć będzie w promieniach ciepłego słońca. Taaa… może następnym razem. Wstać rzeczywiście wstałam i wyjechałam o 6:15… ale tabunów ptaków nie uświadczyłam. Pewnie tak jak i większość normalnych istot, ptaki również nie są fankami deszczowej, zimnej pogody. Teraz to wiem. Gdy jest góra 4 stopnie i mży - wtedy się śpi. Ale nie ja! Na wieży widokowej dziarsko wyciągnęłam kieszonkową lornetkę, rzutem na taśmę nabytą w piątek wieczorem przed wyjazdem… wyjęłam i nic :) może gdzieś tam jakiś bociek, może gdzieś tam coś tam jeszcze przeleciało… ale definitywnie obserwacje ptaków uprawiałam w sposób wielce nieprofesjonalny. Schodząc z wieży spotkałam trójkę osób, wyposażonych w potężne lunety. Zapytałam ich co robię nie tak, że nie mogę trafić na ptaki - przecież jest dobra pora roku i dnia i nawet mam mikro lornetkę… Jeden z nich odpowiedział, że … w tym miejscu, to

Zmiana planów

Z Konii pojechaliśmy nocnym autobusem do Sivas. Dlaczego do Sivas? Tam nic nie ma - mówi Furkan. To tylko przesiadka - odpowiadamy. Przesiadki i przestrzenie pomiędzy wymykają się jednak wszelkim przewidywaniom - w tym mieście odbyliśmy z Adamem ważną rozmowę. ...a jednak cos fascynujacego znalezlismy :) Ruiny jednego z pierwszych szpitali w Turcji! Wyruszając w drogę mieliśmy ogólny plan i parę szczegółowych wydarzeń, których chcieliśmy doświadczyć - m.in. Holi w Indiach (w tym roku to 23 marca). Data ta wyznaczała nam rytm, w jakim mieliśmy przemierzyć kolejne kraje. Jednak już w Turcji poczuliśmy, jak niemiłosiernie szybko gnamy, by sprostać temu pierwotnemu założeniu. Rozważając za i przeciw ustaliliśmy, że zwolnimy i przestaniemy kalkulować dni, byle tylko na czas dotrzeć do Indii. Taka decyzja! Pewnie minie nas kolorowe szaleństwo na indyjskich ulicach - mamy jednak nadzieję, że więcej swobody pozwoli na to, by zadziało się więcej magii po drodze. W krótkiej perspektywie czasow

Furkan - ten, który potrafi odróżnić dobrą drogę od złej

Furkan mieszka w Bosna Hersek - kolejny raz nocujemy daleko od centrum, kolejny raz w bezpośrednim oddaleniu od lotniska. Kolejny raz cieszymy się też, że możemy zobaczyć twarz miasta inną niż centralna. Może bardziej senną i w stałej budowie, ale jednocześnie przystępną, zwykłą i nie na pokaz. Bosna Hersek to po turecku Bośnia i Hercegowina i - jeśli dobrze zrozumiałam - zamieszkuje to osiedle około 70.000 osób, które opuściły swoje kraje w poszukiwaniu spokojniejszego kąta i jest to największe skupisko Bośniaków w Turcji. Oprócz tej grupy dzielnicę zamieszkują studenci - osiedle na którym mieszka Furkan dzieli tylko szerokopasmówka od dwóch kampusów uniwersyteckich. Furkan studiuje "civil engeneering" i skupia się na tym, jak buduje się metra - kierunek, szczególnie po tym co widzieliśmy w Stambule, bardzo przyszłościowy. Swojej kariery nie wiąże jednak tylko z tym zawodem, drzemie w nim dusza artysty. Gra w dwóch zespołach teatralnych - jednym amatorskim, studenckim (przyg

W mistycznym wirze

Derwisze tańczą w auli Centrum Kultury w Konii co tydzień. Widownia pomieścić może kilkaset osób. Wnętrze oświetlane jest koncertowymi lampami, czerwonymi, białymi, zielonymi. Przed występem z ambony wygłaszane jest płomienne kazanie. Trudno uwierzyć, że w takich stadionowych warunkach zaraz nastąpi tutaj ekstaza religijna. A jednak, zaraz doświadczymy czegoś wyjątkowego - co automatycznie wciśnie nas w fotel swoim obezwładniającym pięknem. Zanim jednak tancerze wyjdą na arenę, zanim widownia się zapełni, zanim większość widzów dotrze na miejsce performansu, uczestniczymy w wykładzie o Mevlanie, jego miłości i flecie ney. Wykad prowadzi go irański emerytowany profesor, który mieszka w Konii od 3 lat i z "miłości do Boga" prowadzi wolontariacko pogadanki o Rumim. Dowiaduję się wtedy, że ideałem sufich jest pustka w środku, bo tylko ona pozwoli na wypełnienie się miłością do Boga a flet, na którym wygrywana jest muzyka do tańca derwiszy, to symbolizuje. Flet ney wykonany jest

Widokówki ze Stambułu

Z tymi widokami wiąże się taki szmat historii, że nie będę nawet próbowała jej streścić i robić skrótu skrótu. Odwiedzanie tych sztandarowych miejsc było ciekawym doświadczeniem - mierzenie się ze swoimi wyobrażeniami, konfrontowanie ze wspomnieniami, próby znalezienia wyjątkowej perspektywy, które spełzły (póki co) na niczym. To jednak są ładne widoki. Może zainspirują kogoś do sprawdzenia ich na własne oczy. Szkoda, że Państwo nie mogą tego usłyszeć. W tym momencie muezini z paru meczetów w okolicy śpiewali a ich głosy nakładały się na siebie w kakafonicznym dialogu. Na zdjęciu: Niebieski Meczet. Aya Sofia. Wpływy ilu kultur możesz zobaczyć na tym obrazku? Aya Sofia - odjazdowy miks Taksim z oddali. Nie dotarliśmy tam ostatecznie ;) Z tego miejsca zapamiętam morski zapach Bosforu zmieszany ze spalinami i dymem pieczonych kasztanów. Sultanahmet prawie pusty. Może to pora roku, może pamięć wybuchu sprzed miesiąca. Grand Bazaar. Dużo rzeczy, wiele kiczu, parę ładnych okazów, większość

Codziennie przemierzamy 100 kilometrów

Stambuł zachwycił nas swoim transportem publicznym i projektowaniem przestrzeni miejskich. Codziennie przemierzamy blisko 100 km jadąc z Pendik'u do dzielnic centralnych. Zajmuje nam to trochę czasu, ale jest zaskakująco sprawne, zrozumiałe i przyjemne. Adam wyczytał, że w 2003 było 45 km podziemnej sieci metra, w 2010 już 145 km, do 2019 siatka wydłuży się do 400km, a w 2023 do 700km! Pierwsze spotkanie z tranposrtem publicznym nie wskazywało jednak na to, że w ostatecznym rozrachunku tak pozytywnie ocenimy ten system. Prześmieszni byliśmy w naszej bezradności, gdy próbowaliśmy po raz pierwszy wsiąść do tzw. metrobusu. Metrobus, to szybki autobus, który jeździ po wydzielonym pasie pośrodku trzy i czteropasmówek oplatających cały Stambuł. Jeździ tak często, że w ciągu jednej minuty podjeżdża na przystanek parę pojazdów. W godzinach porannego i wieczornego szczytu trudno jednak zmieścić się do środka. Tym trudniej jest dwójce z dwoma dużymi plecakami. Przez parę minut jak mrówki cho

W Istambule z Hasanem

Chcemy jak najczęściej nocować u lokalnych osób, by z ich perspektywy poznawać kolejne miejsca. O tym, co robiliśmy w Istambule i jak doświadczyliśmy tego miasta zadecydował więc Hasan i Couchsurfing. Hasan ma coś około czterdziestki i pochodzi z fajnego nadmorskiego miasta na północy Turcji. W rodzinnym mieście oprócz pracy w kopalni węgla i turystyki nie ma jednak zbyt wielu innych możliwości zarobkowych, więc wyjechał do stolicy. Pracuje jako ochroniarz na jednym z uniwersytetów w Stambule, wcześniej pracował w bibliotece a jeszcze wcześniej jako piekarz. Był również w Iraku, tak jak wiele innych chłopaków odbywających standardową, obowiązkową służbę trwającą 18 miesięcy (teraz 12 miesięcy). Miał farta i przeżył, ale stracił na wojnie kolegę. Nie podoba mu się jak obecny rząd sympatyzuje z kościołem, nie podobają mu się również Kurdowie, ponieważ łączy ich działalność z aktami terroru, które w ostatnich miesiącach dotykają Turcji. W tutejszej telewizji Kurdowie zresztą też tak są pr

Wiosna w Sofii

Wybraliśmy nocne połączenie do Stambułu, po to by móc cały dzień spędzić w Sofii. Tak się ucieszyliśmy na widok słońca i gór ponad miejską panoramą, że od razu po zatrzymaniu się pociągu wyruszyliśmy na miasto... a przydałaby się wtedy chwila refleksji i umieszczenie bagaży w schowku na dworcu. Ale nie - ruszyliśmy dzielnie na miasto i cały dzień szwędaliśmy się z kilkunastoma kilogramami na plecach. Pod koniec dnia było już (mi) naprawdę ciężko... Adam studiuje mapę od Vicky, dzięki której od razu wiedzieliśmy, gdzie udać się na pyszne wege jedzenie. W drodze do Sun&Moon (pyszne wege jedzenie) mijaliśmy pijalnię z polskimi piwami. Najwięcej czasu spędziliśmy na świetny placu miejskim, który rozciąga się przed sofijskim pałacem kultury i nauki. Ten tutejszy wygląda zupełnie inaczej niż ten warszawski. Jest dużo niższy a dookoła niego tętni życie. Co przyciąga tam ludzi? Po prostu harmonijnie rozłożone ławki, zieleń miejska i chodnik z płyt granitowych po których gładko mogą jeździć

Chwila w Belgradzie

Odbicie w lustrze dworcowej łazienki, 2 minuty później byliśmy już w pociągu. Nie poznaliśmy Belgradu. Może w drodze powrotnej. Widzieliśmy tylko, że jest położony nad piękną rzeką, czyli musi to być fajne miasto. Nie poznaliśmy Belgradu, ale spędziliśmy 2 godziny w okolicy dworca. Wieczorem kręciło się na nim dużo osób, wiele z kocami i śpiworami, tobołkami i torbami. Na twarzach troska przeplata się z uśmiechami. Niektóre osoby się snują, inne dynamicznym i pewnym krokiem przechodzą obok nas. Uchodźcy, emigranci, podróżnicy, ludzie w drodze. Nie poznaliśmy Belgradu, ale zaznaliśmy uprzejmości ludzi. Po dwóch dniach w autobusie i pociągu chciałam wypić herbatę. Nie mieliśmy dinarów, euro tylko w bilonie lub w większych nominałach. Kartą ze względu na awarię netu nie mogliśmy za nic zapłacić. W restauracjach dookoła dworca było tak nakopcone papierosami, że nie mogliśmy przełamać się i na ciepłą herbatę usiąść właśnie tam. Siedzimy więc na dworze przy peronach, przy stoliku w kawiarni,

W drodze do Budapesztu do Belgradu do Sofii

Jedziemy przez Słowację i staram się sobie przypomnieć, kiedy ostatnio byłam w takich pięknych, wysokich i ośnieżonych górach - pamięć podpowiada mi że nigdy, potem poprawia się, że kilkanaście lat temu na jakimś zimowisku. Jeszcze nie możemy uwierzyć, że jesteśmy już w drodze do Indii. Śnieg dookoła wprawia nas w dysonans poznawczy. W całościowym rozrachunku to powinno być jednak łatwiejsze do zrozumienia dla umysłu - stopniowe wprowadzanie się w stan 40 stopni C - niż nagłe spotkanie z falą upału, która ścina z nóg zaraz po wyjściu z samolotu. Adam, który rozpamiętuje, jak to się stało, że nie spakował kubka i znajduje na to naprawdę dobre wytłumaczenie. Wiemy już, że paru rzeczy ze sobą zapomnieliśmy zabrać, głównie Adam zapomniał zabrać ;), ja jeszcze czekam na moje szokujące odkrycie wielkiego braku. Może nie nadejdzie - wzięliśmy ze sobą dużo rzeczy, za dużo, ale nie byłam w stanie powiedzieć "nie, to i to na pewno mi się nie przyda". ...i koniec końców spakowaliśmy się

Dzisiaj wyjeżdżamy

Pakowanie wciąż trwa. Rzeczy leżą przygotowane na ziemi w różnych kupkach, tutaj ubrania, tutaj elektronika, tam apteczka podróżna i leki, w łazience: kosmetyki. Jedzenie na drogę... jeszcze nie upieczone. Miałam zrobić próbne pakowanie, nigdy do tego nie doszło. Mam nadzieję, że się zmieszczę w 45 litrów i nie ugnę się pod ciężarem. Jestem pod wrażeniem tego, ile dowiedziałam się o świecie i ile praktycznych umiejętności życiowych zdobyłam w ostatnich dniach, przygotowując się do drogi. Mam rozliczonego (w lutym!) pita, założone e-boki dla opłat za gaz i prąd, stałe zlecenie za czynsz i media. Potrafię _wyliczyć_ ile dokładnie zyskamy korzystając w podróży z konta walutowego (które właśnie założyliśmy) w porównaniu z wypłacaniem z bankomatu za pomocą karty, z której korzystam na codzień. Wiem co to "spread" i już rzadziej mieszają mi się pojęcia takie jak "kupno" i "sprzedaż" obcej waluty, mamy konto w kantorze internetowym. Wiem nawet, jak przechowywać w

Na walizkach

Dokładnie w takim momencie się znajdujemy: tuż przed wyruszeniem w drogę, niecierpliwi, gotowi, chętni do zmiany stanu skupienia, lecz wciąż uziemieni. Zrobiliśmy już (prawie) wszystko, co chcieliśmy zrobić przed wyjazdem. Teraz tylko czekamy na ostatnią wizę w naszych paszportach. Ready-steady-steady-steady. Prawda, jakie to stresujące? Mając więcej czasu niż na codzień mogę próbować obserwować emocje, jakie przepływają przeze mnie, gdy tak czekam i czekam na coś, co już nie zależy ode mnie, ale od dobrej woli innych osób. I właśnie to wrażenie, że już nie mam wyboru, tylko mogę czekać, jest najtrudniejsze dla mnie. Wczoraj Adam zaproponował trzy alternatywne scenariusze tego, co w tej sytuacji jednak możemy zrobić i sama ta świadomość, że mamy pole manewru, przyniosła ulgę. Nawet jeśli jeden ze scenariuszy zakładał wyruszenie z dnia na dzień i pominięcie Iranu w naszej podróży. Zawsze to jednak wybór ...na który jednak nie zdecydowaliśmy się, ponieważ z samego rana przyszła do nas do

Tyle wiem dzisiaj

Warszawa - Budapeszt - Belgrad - Sofia - Istanbul - Konya - Gureme - Nemrut Dagi - Wan - Tabriz - Teheran - Isfahan - Yazd - Zahedan - Quetta - Lahore - Wagah - Amritsar - ... ?

Droga to ocean

Początkowo droga Twojej miłości łatwa się zdawała. Myślałem, że lada chwila połączę się z Tobą. Po kilku krokach zobaczyłem, że droga to ocean. I gdy wszedłem do niego, fala z nóg mnie zmiotła. Auhad ad-Din Kermani, z tomiku poezji sufickiej "Alchemia miłości" ---- czyli "Droga to ocean". Częściowo drogę mamy wyznaczoną, w oceanie bieżących zdarzeń pewnie ulegnie zmianie. Pozornie jest to droga prosta, długa ale prosta. Fale kolejnych dni naniosą detale, które jak piasek osadzać się będą na brzegu. Z bliska, gdy się przyjżymy naszej trasie - pewnie będzie pełna meandrów. Początkowo droga łatwa się zdawała , po prostu przemierzymy dawny szlak hippisowski do Indii. Po kilku krokach, idąc w głąb morza, fala nas poniesie.

Jeszcze szukam motta

Wciąż nie wiemy dokładnie, kiedy wyjedziemy. Być może już za 1,5 tygodnia. Jedziemy w 3-miesięczną podróż, o której myślimy od co najmniej 10 miesięcy i na tydzień przed nie wiemy dokładnie, kiedy wyruszamy. O czym to świadczy? Czy to o czymś może świadczyć? Wciąż nie wiem, jak zatytułować bloga. Roboczy adres to jeszczeszukammotta.blogspot.com. Jeden z typów brzmiał "Suszy nie będzie", ale - jakkolwiek metaforycznie coś w tym naprawdę jest - faktograficznie możemy się bardzo rozminąć: w niektórych rejonach Indii, gdy już tam dotrzemy, będzie żar i pieprz. Poza tym przy obecnie obserwowanej zmianie klimatu, jeśli coś jest pewne - to to, że susza będzie. Prowadzę bloga o wyprawie, który jeszcze nie ma tytułu - to znaczy, że podróż jeszcze nie ma motta, myśli przewodniej. O czym to świadczy? Czy to o czmyś może świadczyć? ...na 1,5 tygodnia wyjazdem Poszukam motta w tomiku poezji sufickiej.