Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2019

Biebrzański Park Narodowy - po raz drugi

Eh… ja i moje ambitne plany. Założyłam sobie, że wstanę wcześnie rano, by podziwiać ptaki rozgadane, latające nad bagnem, które tonąć będzie w promieniach ciepłego słońca. Taaa… może następnym razem. Wstać rzeczywiście wstałam i wyjechałam o 6:15… ale tabunów ptaków nie uświadczyłam. Pewnie tak jak i większość normalnych istot, ptaki również nie są fankami deszczowej, zimnej pogody. Teraz to wiem. Gdy jest góra 4 stopnie i mży - wtedy się śpi. Ale nie ja! Na wieży widokowej dziarsko wyciągnęłam kieszonkową lornetkę, rzutem na taśmę nabytą w piątek wieczorem przed wyjazdem… wyjęłam i nic :) może gdzieś tam jakiś bociek, może gdzieś tam coś tam jeszcze przeleciało… ale definitywnie obserwacje ptaków uprawiałam w sposób wielce nieprofesjonalny. Schodząc z wieży spotkałam trójkę osób, wyposażonych w potężne lunety. Zapytałam ich co robię nie tak, że nie mogę trafić na ptaki - przecież jest dobra pora roku i dnia i nawet mam mikro lornetkę… Jeden z nich odpowiedział, że … w tym miejscu, to

Dzień 22 | Zamęt - Świebodzin = Koniec

Ostatni dzień pedałowania! Krótki odcinek, ale wyjeżdżamy wcześniej… bo co, jeśli w tych lasach znów zakopiemy się w piachu tak jak wczoraj? Trasa okazuje się jednak prosta i miła, nawet pomimo krótkiego deszczu. Mieliśmy nadzieję, że w Niesulicach zjemy pożądniejsze drugie śniadanie… ale okazało się, że dwie restauracje, do których zmierzaliśmy - nad jeziorem - są dostępne tylko dla kempingujących tam osób. Słabe to. Tak czy owak - znaleźliśmy inne miejsce na posiłek, może niewyszukany, bo frytki z surówką i kiszonym ogórasem, ale smaczny i napełniający, w małej dziupli, gdzie leciało radio z muzyką filmową a pod ścianą stał inspirujący, stary globus! Pojechaliśmy wzmocnieni przed siebie, do Świebodzina. Stary Rynek nas nieźle zaskoczył - ładne kamienice, ładny układ architektoniczny okolicy, kawiarnia z kawą na sojowym i wegański niebiański placek owsiany z malinami. a potem… to już tylko lawina spotkań i opowieści oraz akcja Wskakiwanie do pociągu na dwa rowery, 6 pakunków i p

Dzień 21 | Kostrzyn nad Odrą - Zamęt

Ruszyliśmy wcześnie rano o 8:30 - blisko naszego rekordu - tylko z tego względu, by mieć czas na spacer parkiem narodowym. Niestety szlak R1 prowadzi południową jego granicą, z której to strony jest mniej infrastruktury parkowej a tym samym trudniej tak z marszu dostać się do świetnej lokalizacji i poobserwować ptaki. Nasze doświadczenie z tego Parku jest więc nieco zmącone, pozostał pewien niedosyt. Co nie zmienia faktu, że bagna, że otwarta przestrzeń, że klucze na niebie zrobiły na nas wrażenie. Jest jeszcze jeden powód dla którego myślę, że to wielka szkoda, że R1 wytyczono taką a nie inną trasą. Przez 11 kilometrów szlak prowadzi drogą krajową, bez pobocza, którą kursują tiry i szybko śmigają auta. Niby to tylko 11 kilometrów, ale to wystarczyło, by mieć najmniej przyjemną sytuację na drodze z całego trzytygodniowego wyjazdu. Niby tylko 11 kilometrów, ale zżera to tyle zasobów uwagi, że męczy potwornie i zostawia niesmak na wiele kolejnych godzin. Kątem oka widzisz ciek

Dzień 20 | Berlin - Kostrzyn nad Odrą

Tego dnia pomogliśmy sobie pociągiem. Dojechaliśmy do Frankfurtu nad Odrą w mniej niż godzinkę i mieliśmy w planie już tylko relaksującą trasę wzdłuż Odry w kierunku Kostrzyna. Decydowaliśmy się właśnie na dokładny szlak, którym podążymy - do wyboru jest trasa i po polskiej i po niemieckiej stronie - gdy podjechał do nas pan, który z miejsca zachęcił nas do tego, byśmy nie wybierali ani jednego ani drugiego rozwiązania, tylko podążyli za nim a on nam pokaże, jak polnymi drogami (po stronie niemieckiej) pięknie przejechać pierwsze kilometry trasy (do Lebus).  Oczywiście… skorzystaliśmy z jego propozycji i już chwilę później jadąc nieśpiesznym tempem przed siebie, prowadziliśmy rozmowę o tym, jak Słubice mają się do Frankfurtu, które miasto jest bogatsze, w którym mieście, co jest lepsze i jaka przyszłość czeka obie miejscowości. Pan, który okazał się chirurgiem pracującym we Frankfurcie a mieszkającym w Słubicach, eskortował nas do samego Lebus. Polecił restaurację (w której w me

Dzień 19 | Berlin Stop

Oh Berlin! Oh - zwiedzanie Berlina na rowerze! Zupełnie nowa jakość! Dzień wolny i jednocześnie szybki (wyszliśmy na miasto w okolicy południa, nieśpiesznie, a i tak przejechaliśmy co najmniej 20k starając się tempem jazdy dorównać Berlińczykom). Dzień zaplanowany i freestaylowany. W zasadzie objechaliśmy główne punkty w tej okolicy Berlina, na której zdecydowaliśmy się skupić i jednocześnie w międzyczasie koncepcja trasy cały czas się klarowała, dochodziły nowe pomysły, idee pączkowały. Tak więc były obowiązkowe: statua sowieckiego żołnierza w Treptower Park,  Mauer Weg - ścieżka rowerowa okalająca Berlin, poprowadzona wg przebiegu muru berlińskiego - z całości trasy 160km, przejechaliśmy tylko fragment, ale mamy wyobrażenie, czym to jest: dużo pustej przestrzeni tam, gdzie kiedyś była granica i takie ciekawe uczucie, że jedziesz cała czas będąc „pomiędzy”.  Sonnenallee - tętniąca życiem okolica skupiająca w sobie kultury całego świata - w jednym ciągu: fryzjer afro, tehera

Dzień 18 | Furstenwalde - Berlin

Trasa głównie przez las, czasami przez pola, lokalnymi drogami, zygzakiem przez wioseczki dookoła Berlina - wiatr w twarz #najgorzej. Postanowiliśmy chwilkę odpocząć na ławeczkach w lesie (znów: brak zdjęć, ale miejsce dość dziwaczne, żadna polana, gęsty las, ławeczki, mała karuzela, drewniane muchomory i pięć gigant ołówków z pali drewna, z powykrzywianymi twarzyczkami…) i siedząc w tej trochę potworkowatej przestrzeni widzimy, jak mija nas para niemieckich rowerzystów, z którymi rozmawialiśmy dzień wcześniej w Furstenwalde. Zatrzymują się na nasz widok i chwilę rozmawiamy. Oni, wiedząc o tym, z której strony będzie wiał dziś wiatr, zdecydowali się: a) wsiąść do swojego samochodu, do którego załadowali rowery; b) przejechać z całym dobytkiem do Berlina; c) zostawić tam samochód i wsiąść na rowery; d) dojechać znów do Furstenwalde (spotkaliśmy ich jadących w przeciwnym kierunku do naszego, co nieźle nas zdziwiło); e) wsiąść do pociągu i w 20 minut znów dojechać do Berlina. Można? M

Dzień 17 | Neuendorfer See - Furstenwalde

Pobudka nad jeziorem, krótka joga na trawie przy brzegu, gotowanie owsianki z przygodami - tak silny wiatr, że gaśnie palnik. Ale znajdujemy sposób. Więc śniadanie i posiłek na drogę przygotowany. Ruszamy w drogę: las las las Stuletnie mosty drewniane Małe wioseczki bez spożywczaków Asfalt przez las i las las las Piasek! Jedziemy przez piasek - po raz pierwszy podczas tej podróży, jaka atrakcja! Las las las Ambony w lesie z logiem ikei? Ale nie mam wytłumaczenia - czy to może ich las, z którego pozyskują drewno? Las las las, nagle wczesny dojazd do furstenwalde ...i czekamy. Czekamy na Petrusa, który dziś nas będzie gościł. Rozglądamy się za kawiarnią, bo w mieście niewiele jest do zobaczenia... poza tym zmęczeni już jesteśmy - najpierw uruchamiamy poszukiwania z wysokiego C, szukamy na happycow i tripadvisorze jakiejś fajnej wegańskiej knajpki... nie ma. No to jakiejś jakiejkolwiek, gdzie będzie cappucino na sojowym. Nie ma... no to jakiejkolwiek... otwartej? W oko

Dzień 16 | Burg - Neuendorfer See

Tego dnia jechaliśmy przez Spreewald - bagienny, leśny teren z siatką kanałów, którymi przez całe dnie można kluczyć łódkami. Mijaliśmy miasteczka takie jak Lübbenau i Lubben - bardzo turystyczne, ale wciąż urocze. Schlepzig też przemknęliśmy - to mikroperełka, mniejsza niż te poprzednie i może dlatego tak magiczna. Przefrunęliśmy przez jeziora pooddzielane miedzami - z jednej strony woda, z drugiej strony woda, nie wiesz, gdzie jedno się kończy a inne zaczyna... a może wszystkie są jednym wielkim labiryntem wodnym? Jak przejechać przez bagna? Oto taką ścieżką na palach Cały dzień podążaliśmy trasą rowerową oznaczoną symbolem wielkiego zielonego ogórka na rowerze :) ponieważ kultową potrawą tego regionu są ogórki „spreewalder gurken” - w skrócie korniszony :) Nie omieszkaliśmy ich spróbować. Dowiedzieliśmy się również, że z ogórków można przygotować likier, którego smak pozostanie dla nas jednak tajemnicą. Ostatnie 10km przemknęliśmy jak na skrzydłach, równym asf

Dzień 15 | Spremberg - Burg

Wyruszyliśmy nieśpiesznie :) Teoretycznie każdego dnia staramy się sprawnie ogarniać rankiem na kempingach - praktycznie wyjeżdżamy każdego dnia około 10:30. Rekord pobiliśmy w Jaromerze (8:30), ale to był wyjątek - nie zjedliśmy wtedy śniadania, nie przygotowaliśmy lunchu, zrobiliśmy tylko wersję minimum: toaleta, gotowanie wody na owsiankę i pakowanie. A wracając do tego dnia, kiedy wyruszyliśmy z okolic Spremberga: wyjechaliśmy średnio późno, w Chociebużu zrobiliśmy sobie wczesną przerwę na koktajl kawowo-owocowy + jedzenie indyjskie... I nim się obejrzeliśmy była blisko 15:00 a tu jeszcze 45km do przejechania. Dziwne, że się zasiedzieliśmy w Chociebużu? ...nie za bardzo :) Przechodzimy więc na inny tryb jazdy, włączamy dopalacze i suniemy przez jeziora sąsiadujące z ogromną elektrownią węgla brunatnego... ..następnie przez parę kilometrów jedziemy wałem, przez pola, po szutrze, z wiatrem w twarz... dość uciążliwy odcinek, który po prostu trzeba przejechać, by wieczo