Eh… ja i moje ambitne plany. Założyłam sobie, że wstanę wcześnie rano, by podziwiać ptaki rozgadane, latające nad bagnem, które tonąć będzie w promieniach ciepłego słońca. Taaa… może następnym razem. Wstać rzeczywiście wstałam i wyjechałam o 6:15… ale tabunów ptaków nie uświadczyłam. Pewnie tak jak i większość normalnych istot, ptaki również nie są fankami deszczowej, zimnej pogody. Teraz to wiem. Gdy jest góra 4 stopnie i mży - wtedy się śpi. Ale nie ja! Na wieży widokowej dziarsko wyciągnęłam kieszonkową lornetkę, rzutem na taśmę nabytą w piątek wieczorem przed wyjazdem… wyjęłam i nic :) może gdzieś tam jakiś bociek, może gdzieś tam coś tam jeszcze przeleciało… ale definitywnie obserwacje ptaków uprawiałam w sposób wielce nieprofesjonalny. Schodząc z wieży spotkałam trójkę osób, wyposażonych w potężne lunety. Zapytałam ich co robię nie tak, że nie mogę trafić na ptaki - przecież jest dobra pora roku i dnia i nawet mam mikro lornetkę… Jeden z nich odpowiedział, że … w tym miejscu, to
"Delhi ma najbardziej zanieczyszczone powietrze na świecie." Ja jednak mam wrażenie, że mogę tu swobodnie oddychać i cieszę się, gdy na ulicach widzę rowero-rikszarzy a nie auto-riksze. Ulice, którymi chodzimy, są czyste lub czyszczone i widać, że dużo energii idzie w to, by miasto (centrum) było estetyczne. "Delhi gotuje się w wysokich temperaturach." Rzeczywiście jesteśmy w 40 stopniach. Jednak, gdy spędzamy czas w cieniu, w parkach, w galerii, w kawiarni, pod wiatrakami, w chłodnym metrze, mam wrażenie, że daję radę. Myślałam, że tutaj całkowicie wymięknę, a jednak da się żyć - "umieram" tylko okazjonalnie, gdy mamy przejść z cienia do cienia. "Delhi jest chaotyczne, stoi w korkach i nas zeżre." A jednak mam wrażenie, że jest tu spokojnie. Może to upał. I mam wrażenie, że swobodnie poruszamy się z miejsca na miejsce, bez pudła, sprawnie. Głównie jeździmy metrem, korzystamy z google maps, maps.me, apki dla metra w delhi, tr