Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2020

Biebrzański Park Narodowy - po raz drugi

Eh… ja i moje ambitne plany. Założyłam sobie, że wstanę wcześnie rano, by podziwiać ptaki rozgadane, latające nad bagnem, które tonąć będzie w promieniach ciepłego słońca. Taaa… może następnym razem. Wstać rzeczywiście wstałam i wyjechałam o 6:15… ale tabunów ptaków nie uświadczyłam. Pewnie tak jak i większość normalnych istot, ptaki również nie są fankami deszczowej, zimnej pogody. Teraz to wiem. Gdy jest góra 4 stopnie i mży - wtedy się śpi. Ale nie ja! Na wieży widokowej dziarsko wyciągnęłam kieszonkową lornetkę, rzutem na taśmę nabytą w piątek wieczorem przed wyjazdem… wyjęłam i nic :) może gdzieś tam jakiś bociek, może gdzieś tam coś tam jeszcze przeleciało… ale definitywnie obserwacje ptaków uprawiałam w sposób wielce nieprofesjonalny. Schodząc z wieży spotkałam trójkę osób, wyposażonych w potężne lunety. Zapytałam ich co robię nie tak, że nie mogę trafić na ptaki - przecież jest dobra pora roku i dnia i nawet mam mikro lornetkę… Jeden z nich odpowiedział, że … w tym miejscu, to

Day 18 | Marrakesz - Dom - Lista TOP!

Haha - na koniec jeszcze mała niespodzianka... źle było wczoraj pić tyle soku owocowego i nie jeść nic konkretnego na wieczór... albo to jeszcze powidoki po Taghazout. Tak więc na szczyt listy moich ulubionych leków podróżnych wysforował się Nifuroksazyd! Niezawodny. Drugie miejsce - równie przydatny, choć mniej spektakularny - Węgiel! Podium zamyka... Tymianek i Podbiał (bo w drodze odnowił mi się kaszel, który ledwo wyleczyłam przed wyjazdem), parę dni temu kupiłam więc syrop, nie dosłownie "Tymianek i Podbiał" - ale na pewno tymianek z czymś tam :) - zdecydowana poprawa. Do domu wrócę więc zdrowa :) Myśli końcowe: gdy do Marrakeshu przyjdzie moda na hulajnogi elektryczne, to miasto zmieni się nie do poznania! Wszystkie te przeklęte skutery, które tyle disla palą zamienią się w ciche i szalone hulajnogi - na pewno. Przyjdą inne zmartwienia, ale wtedy przynajmniej byłoby czym w tym mieście oddychać. To niesamowite, że ludziom tutaj jakby wyłączył się instynkt samozac

Day 17 | Taghzaout - Agadir - Marrakesz - Zwijamy się

Szybki start rano w Taghazout. Cieszymy się, że dzisiaj nie było wczoraj, bo teraz czujemy się już znacznie lepiej. Dojadamy tajine ze wczoraj, żegnamy się z oceanem i wyczekujemy Alsy (autobus podmiejski). Sprawne przesiadki - jedna po drugiej. Trzy autobusy i siedzimy w czwartym już bezpośredno, jadąc autostradą do Marrakeszu. Odwiedzamy "nasze" miejsca - w tym Kui Zin (poniżej). Klamra sama się domknęła - jedliśmy tam i pierwszego i ostatniego tajina podczas tego wyjazdu. Czas na podarki z podróży! Nie zdobyliśmy się na targowanie w sukach i przepychanie się pomiędzy skuterami w wąskich uliczkach - więc ceramiki, miedzianych kloszy i plecionych koszyków nie będzie. Za to inne smaczne rzeczy tak, jak najbardziej :D Kończymy w pięknym riadzie, herbatą miętową i ostatnią partyjką Hero Realms. Ludzie grają w różne rzeczy w drodze - widzieliśmy zwykłe karty, widzieliśmy Tajniaków i jakąś jeszcze grę z kamieniami biało czarnymi. Wspólny mianownik - da się je rozłożyć wsz

Day 15 - Day 16 | Taghazout - Każdy musi to przeżyć

"Każdy kto przyjeżdża do Taghazout musi to przeżyć choć raz - każdemu to się przydarza" - wymioty lub biegunka lub jedno i drugie :) Dowiedzieliśmy się tego od pary kiepsko wyglądających Niemców, którzy zalegli na tarasie naszego hosteliku - obłożeni węglem i innymi specyfikami, co chwilę opuszczali pomieszczenie i znów wracali, biedaki. Nam trafiła się wersja lżejsza, czyli po prostu nocna przygoda i rewind wszystkich smaków poprzedniego dnia, odkrywanie głębszych, dość wstrząsających tonów i spotkanie z takim niewzruszonym i nieracjonalnym przeświadczeniem, że to musiała być ta Morroccan Salad (=świeże pomidory, papryka, cebulka)...Także tak - przygody z rozstrojem żołądka nie ominęły nas podczas tej wyprawy. Zbytnio się wyluzowaliśmy podczas tych ostatnich dni? Może rzeczywiście stricte należy się trzymać porady: żadnych surowych warzyw i owoców... ale po dwóch tygodniach gotowanych czy pieczonych warzyw tak bardzo chciałam czegoś chrupiącego :D Już myślałam, że ostatn

Day 14 | Taghazout - Widoki

Takiego widoku z okna to jeszcze nie miałam. Ocean na wyciągnięcie ręki, fale cały czas w twojej głowie - zaskakujące, że z czasem jednak da się o nich zapomnieć. Taghazout to dla nas odkrycie. Domki kaskadą spływają tuż nad sam brzeg. Plaża jest raczej kamienista. Wzdłuż wody prowadzi wyniesiona na parę metrów prawie-promenada - raczej chodnik prowadzący od jednej mikro restauracyjki do drugiej. Knajpeczki są proste i ładne, jedne prowadzone głównie pod surferów, inne z chęcią odwiedzają Marokańczycy. I wszędzie ten widok! W Cafe Mouja - pycha kawa :) Będąc tutaj uprawiamy tutaj tylko dwa rodzaje aktywności - przesiadywanie w takich pięknych miejscach z widokiem i spacerowanie. Na zmianę, odmieniane przez wszystkie przypadki, pętla w nieskończoność. Idealnie - takie miejsce, do którego można wracać. Ale jeśli będziemy tu następnym razem to łącznie z kursem surfingu!

Day 13 | Taghazout - Zmiana planów: zostajemy!

Jeśli dzień kończy się w takiej miejscówie, to znaczy, że był to bardo dobry dzień.  ... choć zaczynało się niemrawo. Teraz myślę, że może chodziło o ten trzynasty dzień podróży.  Po raz pierwszy podczas tego wyjazdu i w ogóle po raz pierwszy od dawna, zostaliśmy okłamani. Patrząc wstecz widzę, że to mała rzecz - ale wtedy sam fakt, że ktoś powiedział nam kłamstwo patrząc prosto w oczy, bardzo bolał. Wszystko miało miejsce na dworcu autobusowym jeszcze w Essaouirze. Kupowaliśmy bilety do Taghazout, w którym chcieliśmy zostać 1-2 dni. Ponoć bilety do tego miejsca są w dwóch cenach - droższe i tańsze - te droższe są droższe, bo autobus szybciej jedzie, wcześniej odjeżdża, nie zatrzymuje się we wszystkich wioseczkach po drodze i dojeżdża do samego Taghazout a nie zostawia ludzi na brzegu ulicy 500 metrów nad miejscowością. Różnice w cenach nie są duże - więc kupiliśmy droższe bilety... tylko po to, by doświadczyć po kolei każdej z rzeczy, której mieliśmy nie doświadczać. Dosłow

Day 12 | Essaouira - Flaneur-owanie

Essaouiry w sumie nie zwiedzaliśmy - tylko szwędaliśmy się uliczkami to tu to tam i w ten sposób poznawaliśmy/byliśmy tutaj. Parę lat temu zapamiętałam to miejsce jako swobodne, wyluzowane. Teraz też takie jest - tylko bardziej. I nabrało jakiś hippisowskich wibracji. A już na pewno stało się czymś na kształt wegańskiej stolicy Maroka. W żadnym poprzednim mieście podczas tego wyjazdu nie natknęliśmy się na takie podwórze jak to tutaj - gdzie jedna restauracja wegańska jest tuż przy drugiej. I nigdzie indziej nie piłam Takiego Pysznego Cappucino posypanego kakaem.  Najfajniejsze wegańskie miejsce to jest to na drugim planie, pośrodku zdjęcia - Shadma’s - parę stolików, ale jedzenie pycha (przykładowy tajine z kalafiorem poniżej) i pani kucharka najlepsza :) A tu już stylowa Mandala Society - z pysznym cappuccino Nie bylibyśmy sobą, gdyśmy rano nie pili rytualnej herbatki miętowej z odrobiną cukru (poniżej poglądowo „odrobina” cukru - kiedy mieliśmy taką możliwość to

Day 12 | Sidi Kaouki - Plaża, plaża, plaża!

Spacerując murem obronnym w porcie Essaouiry, przeciskając się pomiędzy jedną mewą a drugą, zagadnął do nas pewien Francuz. Przeprowadził się tu parę lat temu, żyje z wynajmowania pokoi turystom i chwali sobie spokojny tryb życia. Sam z siebie zaczął rekomendować nam różne lokalizacje, które moglibyśmy jeszcze odwiedzić. Wspomniał o Sidi Kaouki i niesamowitych plażach. Wcześniej myśleliśmy o tym, by się tam wybrać - na rowerach. Odradził nam to (bo nic ciekawego po drodze nie zobaczymy) i polecił grand taxi. Nie pozostało nam nic innego niż następnego dnia rzeczywiście zrealizować ten plan. Jak zwykle mieliśmy trochę więcej szczęścia niż rozumu. Przybyliśmy na miejsce odjazdu taksówek akurat wtedy, gdy inna grupka próbowała dogadać się co do ceny kursu do Sidi Kaouki. Więc po prostu dołączyliśmy do nich i tyle nas widzieli :) Ominęły nas tym razem negocjacje cenowe - hurra. Na miejscu czekała na nas po prostu plaża. Ogromna, najszersza jaką widziałam, właśnie w momencie odpływu. N

Day 11 | Essaouira - Tyle prezentów na plaży

Spacer wybrzeżem Atlantyku to największa frajda, jaką można sobie sprawić będąc w Essaouirze. Nie ważne klimatyczne knajpeczki, nieważne zabytki, nieważne suki w medinie. Ocean to jest dopiero to - taki ogrom i taka moc. Co można robić na plaży? Wspinać się na skałki, sprawdzać, co jest za zakrętem, uciekać przed falami, grać w karty przy szumie wody i przede wszystkim - kolekcjonować kamyki. Bursztynów tu nie widzieliśmy, ale za to odłamki kafelków, tak! I to ile! I mamy wrażenie, że zgarnęliśmy wszystkie, co lepsze egzemplarze. Tyle prezentów!

Day 11 | Essaouira - Śmiejące się mewy

Hi hi ha ha ha. Są wszędzie. Obserwują pilnie wszystko to, co dzieje się dookoła. Jemy śniadanie na tarasie. Mewa przysiada na daszku i przekrzywia główkę. Cierpliwie czeka. Co zrobi po tym, jak odejdziemy? Liczy na to, że zostawimy w koszyku resztki chleba? W porcie czują się, jak w swoim królestwie. Są ich setki, tysiące. Im akurat tu w porcie dobrze się wiedzie. Chwytają resztki ryb. Czasami się pokłócą, ale nie za bardzo. Starczy dla wszystkich.

Day 11 | Essaouira - Szalone statki

Port rybacki w Essaouirze...  ...wzbudził mieszane uczucia. Z jednej strony patrzysz i nie wierzysz w to, co widzisz. Różnorodność kształtów, zagmatwane liny, blachy, maszty, boje, skrzynki - nie wiesz, co od czego ani jak to działa i jak te łodzie są w stanie wypłynąć z tak zatłoczonego portu. I możesz wpatrywać się w to w nieskończoność - szczególnie, że całości dopełniają mewy, cały czas w ruchu, jak w kalejdoskopie, oczopląs, cudownie. Na drugim planie wieża portowa, która grała w Grze o Tron - sezon trzeci. Tyle wiemy, ale nie poznajemy - anyone? Z drugiej strony, taka niepokojąca myśl, że dużo tam niepotrzebnej śmierci. Przechodzimy przez port pomiędzy stołami z rybami, krabami, wężami (?), płaszczkami (?), tuńczykami (?). I one leżą tam, bez lodu a dookoła nie ma osób, które by były w stanie to wszystko kupić. Część łowów od razu trafia do skrzynek a te do ciężarówek i jadą w świat. Może działa to tak, że potem te, które się nie sprzedadzą w porcie też pakowane s