Eh… ja i moje ambitne plany. Założyłam sobie, że wstanę wcześnie rano, by podziwiać ptaki rozgadane, latające nad bagnem, które tonąć będzie w promieniach ciepłego słońca. Taaa… może następnym razem. Wstać rzeczywiście wstałam i wyjechałam o 6:15… ale tabunów ptaków nie uświadczyłam. Pewnie tak jak i większość normalnych istot, ptaki również nie są fankami deszczowej, zimnej pogody. Teraz to wiem. Gdy jest góra 4 stopnie i mży - wtedy się śpi. Ale nie ja! Na wieży widokowej dziarsko wyciągnęłam kieszonkową lornetkę, rzutem na taśmę nabytą w piątek wieczorem przed wyjazdem… wyjęłam i nic :) może gdzieś tam jakiś bociek, może gdzieś tam coś tam jeszcze przeleciało… ale definitywnie obserwacje ptaków uprawiałam w sposób wielce nieprofesjonalny. Schodząc z wieży spotkałam trójkę osób, wyposażonych w potężne lunety. Zapytałam ich co robię nie tak, że nie mogę trafić na ptaki - przecież jest dobra pora roku i dnia i nawet mam mikro lornetkę… Jeden z nich odpowiedział, że … w tym miejscu, to
dlaczego zostałam dłużej w buhomie? na horyzoncie pojawiła się możliwość uczestniczenia w pierszym dniu nowego trymestru szkolnego. no przecież nie mogłam tego przepuścić :) moses zabrał mnie tego dnia do szkoły, która powstała z inicjatywy tutejszych kobiet skupionych w buhoma community - szkoły, która obecnie jest wspierana w 100% z budżetu jakim dysponuje ta społczność (budżet zasilany oczywiście przez turystów ;P oraz sponsorów). oh! łzy wzruszenia i ekscytacji :) oprócz przemówienia dyrektora, który surowym głosem pytał dzieciaki, czy przyniosły ze sobą wyprawkę (fasolę i papier toaletowy) i który życzył im dobrych wyników w nauce, wystąpił również chór szkolny. repertuar to hymn ugandy, hymn szkoły i parę innych piosenek na przywitanie - w tym hit dnia "you are welcome our visitors, you are welcome brothers sisters" - taniec goryli i piosenka na pożegnanie. piękne głosy, ruchy, żywioł. potem chodziłyśmy z mary od klasy do klasy poznając kolejne roczniki, które dzięki sz