Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2021

Biebrzański Park Narodowy - po raz drugi

Eh… ja i moje ambitne plany. Założyłam sobie, że wstanę wcześnie rano, by podziwiać ptaki rozgadane, latające nad bagnem, które tonąć będzie w promieniach ciepłego słońca. Taaa… może następnym razem. Wstać rzeczywiście wstałam i wyjechałam o 6:15… ale tabunów ptaków nie uświadczyłam. Pewnie tak jak i większość normalnych istot, ptaki również nie są fankami deszczowej, zimnej pogody. Teraz to wiem. Gdy jest góra 4 stopnie i mży - wtedy się śpi. Ale nie ja! Na wieży widokowej dziarsko wyciągnęłam kieszonkową lornetkę, rzutem na taśmę nabytą w piątek wieczorem przed wyjazdem… wyjęłam i nic :) może gdzieś tam jakiś bociek, może gdzieś tam coś tam jeszcze przeleciało… ale definitywnie obserwacje ptaków uprawiałam w sposób wielce nieprofesjonalny. Schodząc z wieży spotkałam trójkę osób, wyposażonych w potężne lunety. Zapytałam ich co robię nie tak, że nie mogę trafić na ptaki - przecież jest dobra pora roku i dnia i nawet mam mikro lornetkę… Jeden z nich odpowiedział, że … w tym miejscu, to

Day 19 - Huciska - Złoty Potok

Zaczynamy wolniutko. Podczas śniadania uprawiamy rozmowy o ważnych tematach z super znajomymi z trasy. Cieszę się, że mamy taką okazję, by nie tylko rzucać do siebie hasła podczas mijania się w drodze, ale też na spokojnie wejść głębiej i poznać się bliżej. Wcześniej nie znałam osób, które miałyby spore gospodarstwo rolne na Dolnym Śląsku i wybierały się na takie tygodniowe przejażdżki rowerowe z sakwami i namiotem. A teraz już znam! Rewelacja! Żadne śniadanie nie trwa wiecznie, zbieramy manatki, zwijamy namiot i do przodu. Pierwsza atrakcja przed nami to Rezerwat Góra Zborów.  Takie wielofunkcyjne miejsce - dla szkółek wspinaczkowych, dla wycieczek, które nie boją się wchodzić do jaskiń, dla odważnych, co to lubią adrenalinę na tyrolce i po prostu dla wszelkiego rodzaju chodziarzy. My wcieliliśmy się w tę ostatnią kategorię. Rumaki zostawiliśmy w cieniu na parkingu i pomknęliśmy na szczyt. Wystarczył może kwadrans byśmy znaleźli się w przepięknym punkcie widokowym… z którego widzieliś

Day 18 - Ogrodzieniec - Małe Dolomity "Przyciąganie"

Mocny start dnia - zwiedzamy Ogrodzieniec . Idealnie wyrabiamy się w czasie i znajdujemy się w środku, nim do wejścia ustawi się długa kolejka. Po prostu - kupujemy bilet i wchodzimy. Gdy wychodzimy, widzimy już wężyk na kilkadziesiąt osób. Cieszę się, że nie spinaliśmy się wczoraj ze zwiedzaniem, tylko podążyliśmy za potrzebą ciała (ciepło i odpoczynek) i w ten sposób dzisiaj mogliśmy o poranku spijać śmietankę, w słońcu, nie zmąceni tłumami. #dobradecyzja #dwawjednym Sam zamek? Sztos! Piękny. Ogromny. Ta bulwiasta skała, na której został wzniesiony, ma w sobie coś nie z tej planety. Kosmicznego waloru temu miejscu dodaje dekoracja, która pozostała tu po ślubie lub weselu.  Coś ewidentnie musiało się tu niedawno odbywać. Biały podest z krzesełkami, który wcześniej musiał być sceną dla jakiejś wiekopomnej chwili, podczas naszej wizyty został na moment w 100% opanowany przez szkolną wycieczkę :) The time is now śpiewała Moloko .  W temacie „momentów", zbiegów okoliczności i przyci

Day 17 - Olkusz - Ogrodzieniec "Dlaczego akurat tu?"

Rano mży. Całą noc padało i/lub siąpiło. Wszyściutko jest mokre i szare. Jemy śniadanie w naszym pokoiku, patrząc za okno… może już przestało? Jeszcze nie? A może już? Nie w takich warunkach jeździliśmy… mimo to sprawdzamy pogodę i zastanawiamy się, czy mamy szansę na jazdę w słoneczku.   Nim się wypogodzi udajemy się do tutejszych muzeów. Pierwsza atrakcja: Muzeum Afrykanistyczne. Idziemy tam z ciekawości: jakie zrządzenie losu przywiało tutaj kolekcję afrykańskich artefaktów? Choć w sumie... dlaczego inne miasteczka miałyby być lepszym miejscem na taką wystawę niż Olkusz? Okazuje się, że Muzeum przedstawia zbiory z kolekcji dr Szczygła, który właśnie stąd pochodził a którego wywiało na misje zagraniczne, gdzie złapał bakcyla kolekcjonerskiego. Niestety, raczej tej wystawy nie polecam. Jest tam parę ciekawych elementów, ale eksponaty nie są opisane. A te miejsca, które mają tablice (dez)informacyjne, prezentują „Afrykę" jako "tradycyjną wioskę" i tyle. Jest też monidło,

Day 16 - Krzeszowice - Olkusz "Uwielbiam małe miasteczka. Uwielbiam małe miasteczka"

Wczoraj do Krzeszowic przyjechaliśmy już po zmroku - tylko zdążyliśmy przywitać się z Panią, która prowadzi małą agroturystykę Na Skarpie, wzięliśmy ciepły prysznic i zasnęliśmy. To był jak do tej pory dzień, który nas najbardziej przeczołgał - fizycznie i psychicznie (ah ten dramat, kiedy schodzisz z zamku i już myślisz "5 minut i pizzunia"… a tu się okazuje, że jeszcze trzeba zmienić dętkę!).  Dopiero rano, ku mojemu zaskoczeniu, zobaczyłam, jaki mieliśmy fajny widok z okna - na zielony ogród i fajną bryłę kościoła. Nie będziemy się widoczkiem długo cieszyć (de facto nawet jednej fotki temu miejscu nie zrobiłam :() - bo w głowie kolejne plany. Trzeba załatwić Rzeczy Podstawowe, czyli 1) śniadanie i 2) dętka zapasowa.   Po wczorajszej przygodzie ani ja ani Adam nie mamy już zapasowych dętek. Moja próba reanimacji antycznej dętki, która była łatana jeszcze zeszłego lata przez Pana Zygmunta i wytrzymała koniec poprzedniego wyjazdu, calusieńki rok i połowę obecnego wyjazdu, spe

Day 15 - Ojcowski PN - Krzeszowice "Zajechani"

Startujemy niespiesznie… choć gdybyśmy wiedzieli, jaki ukrop czeka nas na trasie, pewnie zwinęlibyśmy się szybciej. Przestaliśmy już tak maniakalnie sprawdzać pogodę, gdy okazało się, że największe deszcze już nas nie dotyczą. Wyjeżdżamy z pola o 11 - ale jeszcze na dole przystanek na ciasto z cukinii… i robi się 12. Jak tak wcinamy ciacho i popijamy lemoniadą już czujemy, że dziś będzie hardcore… zaczynamy upraszczać trasę.   Początkowo mieliśmy z Ojcowa wyjechać serpentynką w górę, by potem zjechać triumfalnie w dół - ale jednak wybieramy łagodniejszy podjazd (choć i tak męczący). Mijamy miejscowość Biały Kościół - w której rzeczywiście stał biały kościół i dalej zsuwamy się w dół, trafiając do Doliny Kluczywody.  Tam znów czeka nas decyzja - asfalcik, czy trasą rowerową wzdłuż strumyka? Wybieramy to drugie, by znaleźć się w lesie i początkowo rzeczywiście jest bajecznie… ale chwilę potem okazuje się, że lądujemy w wąwozie, szlak rowerowy prowadzi stromo pod górę, po korzeniach i k

Day 14 - Ojcowski Park Narodowy "Świetnie! Świetnie! Hej"

Rano szybki skan map pokazał nam, że możliwych tras spacerowych jest więcej niż damy radę odwiedzić w jeden dzień. Wybraliśmy więc wariant „łączony-fragmentaryczny”. W pierwszej kolejności nasz pierwszy zamek na Pieskowej Skale, maczuga Herkulesa… …a potem pomożemy sobie dostać się do Bramy Krakowskiej rowerkami (po drodze przejeżdżając przez miejsca, których inaczej nie damy rady zobaczyć) a będąc już tam, w centrum wszystkiego, zrobimy dwie pętelki - po obu stronach doliny.  Niechcący dokonaliśmy też świetnego wyboru kolejności - najpierw przeszliśmy przez Ciasne Skałki i doszliśmy do Groty Łokietka (do samej groty nie wchodziliśmy - bo kolejka i trzeba by czekać prawie godzinę). Trasa piękna - ale blaknie w porównaniu z tą, którą zrobiliśmy następnie. Przejście szczytami skałek, które górują nad Doliną Prądnika było prze-prze-przepiękne. Trochę ostrego wejścia pod górę, trochę spaceru niemal „koronami drzew" ponad Ojcowem, co rusz punkty widokowe, miły chłód, który chronił nas

Day 12-13 Kraków - Ojcowski PN "Z zachwytu w zachwyt... i kolejny flak"

Day 12 Relaksujemy się w Krakowie. Czas na to, by wejść na Kopiec Kościuszki, by poszwędać się wzdłuż Bulwarów Wiślanych i pojeść pyszne indyjskie :) dla Adama to dodatkowo czas na kupienie śrubki, która tajemniczo odkręciła się z bagażnika i powędrowała własną drogą. A także na spełnienie małego marzenia - odwiedzenie Nowej Huty ;) Day 13 Nim opuścimy Kraków i pojedziemy do lasu jeszcze ostatnie poranne śniadanko w Amamamusi i już nas nie ma.  Wyjazd z Krakowa średnio przyjemny - na szczęście mamy komoota, który prowadzi nas po wszystkich kontrpasach i śluzach rowerowych. Dalej czeka nas kilkanaście km, które trzeba po prostu przejechać (nic do zapamiętania ani skomentowania) - prosta droga, troszkę pod górę, pełna samochodów. Tak więc - klapki na oczy i pedałujemy.  I wtedy się zaczyna! Wjeżdżamy w las i od razu wita nas pięknym bluszczem oplatającym drzewa. Dobra, wąziutka ścieżka sprowadza nas w dół, zboczem wąwozu, do Doliny Prądnika. Przepiękny fragment - a okazuje się, że zaraz