Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2021

Biebrzański Park Narodowy - po raz drugi

Eh… ja i moje ambitne plany. Założyłam sobie, że wstanę wcześnie rano, by podziwiać ptaki rozgadane, latające nad bagnem, które tonąć będzie w promieniach ciepłego słońca. Taaa… może następnym razem. Wstać rzeczywiście wstałam i wyjechałam o 6:15… ale tabunów ptaków nie uświadczyłam. Pewnie tak jak i większość normalnych istot, ptaki również nie są fankami deszczowej, zimnej pogody. Teraz to wiem. Gdy jest góra 4 stopnie i mży - wtedy się śpi. Ale nie ja! Na wieży widokowej dziarsko wyciągnęłam kieszonkową lornetkę, rzutem na taśmę nabytą w piątek wieczorem przed wyjazdem… wyjęłam i nic :) może gdzieś tam jakiś bociek, może gdzieś tam coś tam jeszcze przeleciało… ale definitywnie obserwacje ptaków uprawiałam w sposób wielce nieprofesjonalny. Schodząc z wieży spotkałam trójkę osób, wyposażonych w potężne lunety. Zapytałam ich co robię nie tak, że nie mogę trafić na ptaki - przecież jest dobra pora roku i dnia i nawet mam mikro lornetkę… Jeden z nich odpowiedział, że … w tym miejscu, to

#5 Smakowitości w Zjadliwości

Ostatni dzień pod hasłem jedzenia - którego najpierw nie było, a potem było go aż nadto.  Startujemy znad Zalewu bez śniadania, licząc że w pierwszej większej miejscowości coś znajdziemy. Oops - niedziela, przed południem.  Pedałujemy dalej licząc, że w Tomaszowie Mazowieckim będzie na dworcu jakaś Biedra lub fryteczki. Oops - tylko sklepik z lodami.  Pierwszy ciepły posiłek jemy więc dopiero w Łodzi, na Piotrkowskiej, w przybytku smakowitości, w świetnej restauracji z kuchnią roślinną - Zjadliwości . Dal z kalafiorem. Sałatka z kwiatami jadalnymi, edamame i szparagami. Sernik w wersji wegańskiej z ziaren słonecznika. Kawa. Jest dobrze. Jest bardzo dobrze.  Kończymy wyjazd po królewsku - wracamy do Wawy "Sprinterem" - który w godzinę (!) dowozi nas i nasze rumaki na Warszawę Główną. Z perełek, które tego dnia odwiedziliśmy, warto zapamiętać Niebieskie Źródła w Tomaszowie. Podwodne źródełko, które wygląda jak błotniste wulkany, wybuchające turkusowym piaskiem. Miejsce, w który

#4 Poza szlakiem też są cuda

...a może nawet: głównie poza szlakiem znajdujemy cuda :) Dnia poprzedniego dojechaliśmy do Jeziora Siełpeckiego. Green Velo ciągnie się jeszcze 10km dalej - do Końskich... ale my wybieramy, by pożegnać się już z tym szlakiem i wytyczyć swoją trasę - kierunek: na Łódź. Dokonujemy ostatniego liftingu naszego śladu gpx, bez pewności, czy gdzieś tam po drodze nie utkniemy w piachu (będziemy w końcu mijać Piaskową Górę), nieśpiesznie zbieramy rowerowe manatki i już nas nie ma.  Miejsce, które tak atrakcyjnie wyglądało na mapie... ze względu na które jeszcze na chwilę przed wyjazdem zmienialiśmy plan trasy... w rzeczywistości wygląda jeszcze piękniej. Mijamy stawy łowieckie, gęste sitowie, ponad którym podskakują chmary komarów, wijemy się wzdłuż małej rzeczki i lądujemy nad małym jeziorkiem. Łatwo mogę sobie wyobrazić, że po utwardzeniu nawierzchni, prowadziłby tutaj popularny szlak rowerowy. Następnie trasa traci troszkę na uroku. Po prostu suniemy przed siebie, aż docieramy do Sulejowa.

# Świętokrzyskie Rodos

No tak. Nie wszystkie dni zaczynają się idealnie. Zdarza się, że zamawiasz zestaw śniadaniowy Nr 3 - bez jajek i bez masła... a dostajesz jajecznicę z szynką. Jak zła wróżba... bo czy to zbieg okoliczności, że godzinę później wpakowujemy się na wiadukt, gdzie ewidentnie nie powinno nas być i przy dźwięku klaksonu i podwyższonym tętnie rozpakowujemy rowery, by przenieść je przez barierki na nieco spokojniejszy chodnik. Przypadek? Nie sądzę. Dzień ewidentnie zaczął się niedobrze. Potem jeszcze zaliczyliśmy jedną niebezpieczną sytuację, przy zjeździe z górki, gdy ambitny i głupi kierowca wymijał nas na trzeciego. Tym samym wyczerpaliśmy limit wpadek... na ten dzień :) Po drodze zatrzymujemy się w kolejnych ruinach zamku... którego dziedziniec parę lat temu ktoś przerobił na boisko do kosza. Co za okoliczności dla uprawiania sportu!  Dalej wyjeżdżamy na otwartą przestrzeń. Raczej płasko, a ścieżka kluczy we wszystkich kierunkach świata. Zwracam uwagę na biały kościół w oddali. Niczym twier

#2 Tu Kielce!

Dzień zaczęliśmy od śniadania w miejscu, w którym nie serwują dań wegańskich. Przygoda w nieznane - i dla nas i dla osób z kuchni :) Adam dostaje fasolkę w sosie pomidorowym, ja - deskę warzyw. Dzielimy się daniami - bo ani ja na samych warzywkach daleko nie zajadę, ani Adam całego tego talerza fasoli by nie zjadł (ze smakiem).  Wyruszamy wiedząc, że przed nami spore podjazdy. Mobilizacja i skupienie ;) Okazało się, że wzniesienia nie były zbyt strome, ale konsekwentnie coraz, coraz wyżej - całkiem do zniesienia. Podprowadzałam rower tylko raz (duma).  11.30, docieramy do Rakowa. Teoretycznie tu mieliśmy w pierwotnym planie nocować (w tym, w którym pierwszego dnia przejechać mieliśmy 70 nie 40 km). Skichalibyśmy się, a nie dojechalibyśmy #dobradecyzjakomunikacyjna Dojeżdżając do Rakowa miałam wizję kawki na rynku, cappucinko, z pianką, na sojowym... Jednak na rynku była procesja, setki osób uczestniczących we mszy i pozamykane restauracje, wiec nawet rozłożenie się pod drzewkiem nie wc

#1 Początek Końca

Zaczynamy nasz ostatni fragment GreenVelo. W planie na następne 5 dni podróż z Sando do Końskich i dalej do Łodzi. Jeszcze przed wyjazdem zmieniamy zdanie parokrotnie... bo kontuzja pleców, ...bo brak biletów na rower, ...bo trudny wybór, czy po Końskich uderzamy do Radomia, Dęblina, Skierniewic, czy Łodzi. Spoiler alert: w trakcie wyjazdu również będziemy szyli na bieżąco. Życie. O 10.30 jesteśmy w Sando. Rok temu we wrześniu właśnie tutaj skończyliśmy. To, czego nie mogliśmy zrobić poprzednim razem, nadrabiamy w pierwszej kolejności. Jeszcze przed obowiązkową kawą w Widnokręgu.  Odwiedzamy Katedrę. Chciałam ją zobaczyć ze względu na piękne sklepienie w kolorze indygo. Po bliższej analizie okazuje się, że we wzorze zaszyto kości do gry, żółwia, insekty, supermana, globus, grzyby... Herby? Wyglądają jak współczesne, hipsterskie piktogramy.  Trasa zaskakuje od samego początku. Myślałam, że przez pierwsze kilkanaście kilo będzie płasko, prosto i nijak. A tu, stale wijemy się pomiędzy sad