Eh… ja i moje ambitne plany. Założyłam sobie, że wstanę wcześnie rano, by podziwiać ptaki rozgadane, latające nad bagnem, które tonąć będzie w promieniach ciepłego słońca. Taaa… może następnym razem. Wstać rzeczywiście wstałam i wyjechałam o 6:15… ale tabunów ptaków nie uświadczyłam. Pewnie tak jak i większość normalnych istot, ptaki również nie są fankami deszczowej, zimnej pogody. Teraz to wiem. Gdy jest góra 4 stopnie i mży - wtedy się śpi. Ale nie ja! Na wieży widokowej dziarsko wyciągnęłam kieszonkową lornetkę, rzutem na taśmę nabytą w piątek wieczorem przed wyjazdem… wyjęłam i nic :) może gdzieś tam jakiś bociek, może gdzieś tam coś tam jeszcze przeleciało… ale definitywnie obserwacje ptaków uprawiałam w sposób wielce nieprofesjonalny. Schodząc z wieży spotkałam trójkę osób, wyposażonych w potężne lunety. Zapytałam ich co robię nie tak, że nie mogę trafić na ptaki - przecież jest dobra pora roku i dnia i nawet mam mikro lornetkę… Jeden z nich odpowiedział, że … w tym miejscu, to
Pod koniec tego intensywnego dnia w Lemansatong pojechaliśmy z Mary (która już zdążyła wrócić z paroma rybami) na spotkanie z kobietami z okolicznej wioski. Tu FFI prowadzi kolejny projekt - ten nie jest już skupiony wokół lasu społecznościowego (ludzie tutaj mogą co prawda z niego korzystać, ale jednak dużo bardziej przemawiają do nich plantacje palmy olejowej, gdzie mogą sobie dorobić szybką kaskę... mimo że to mało perspektywiczne zajęcie). Spotkanie jest po to, by ustalić, co wioska zamierza zrobić z pieniędzmi, które jedna brytyjska firma internetowa, chce przekazać na cele rozwojowe. Ogródki organiczne? Chodowla zwierząt? Patrolowanie lasu? Nie jestem pewna, czy wszyscy wiedzą skąd ta kasa się bierze - że jest to próba wykupienia pozwoleń na większe emisje co2 na globalnym rynku emisji. Fascynujące jest obserwować, jak to spotkanie przebiega. Wprowadzenie - Mary siedzi z boku, mówią ludzie FFI pochodzący z Lemansatong. Dyskusja - kilka rozmów toczących się jednocześnie, pytania z