Eh… ja i moje ambitne plany. Założyłam sobie, że wstanę wcześnie rano, by podziwiać ptaki rozgadane, latające nad bagnem, które tonąć będzie w promieniach ciepłego słońca. Taaa… może następnym razem. Wstać rzeczywiście wstałam i wyjechałam o 6:15… ale tabunów ptaków nie uświadczyłam. Pewnie tak jak i większość normalnych istot, ptaki również nie są fankami deszczowej, zimnej pogody. Teraz to wiem. Gdy jest góra 4 stopnie i mży - wtedy się śpi. Ale nie ja! Na wieży widokowej dziarsko wyciągnęłam kieszonkową lornetkę, rzutem na taśmę nabytą w piątek wieczorem przed wyjazdem… wyjęłam i nic :) może gdzieś tam jakiś bociek, może gdzieś tam coś tam jeszcze przeleciało… ale definitywnie obserwacje ptaków uprawiałam w sposób wielce nieprofesjonalny. Schodząc z wieży spotkałam trójkę osób, wyposażonych w potężne lunety. Zapytałam ich co robię nie tak, że nie mogę trafić na ptaki - przecież jest dobra pora roku i dnia i nawet mam mikro lornetkę… Jeden z nich odpowiedział, że … w tym miejscu, to
Day 7
Wyjeżdżamy z Amorka sprawnie, po 9. Decydujemy się jeszcze zahaczyć o Zakliczyn, do którego dzień wcześniej nie dotarliśmy. Na poranną kawę - a jak. Tak się złożyło, że najfajniejsze miejsce, by usiąść na Rynku i podelektować się chwilą było… w restauracji przy hoteliku, który wczoraj nas przyjąć nie mógł. Coś tam rzeczywiście musiało się zadziać, bo pani przepraszającym głosem rozmawiała z innymi gośćmi, proponując im przeniesienie do nowego pokoiku. Zagadka Hotelika Missterium :)
Gwoli ścisłości - na tym fragmencie opuszczamy Velo Dunajec (i tak nie jest jakoś konsekwentnie i spójnie poprowadzony aż do Tarnowa). I kombinujemy pod gorke :)
Dzień miał być krótki, jeśli chodzi o jazdę i bogaty o wrażenia - bo celem była Łękawica odwiedziny w rodzinnych stronach Adama.
Okazało się, że choć krótszy - to nie mniej górzysty! Ale podjazd pod każdą górę gwarantuje widoki na górze - więc jak tu się nie uśmiechać przez łzy? :)
Po wdrapaniu się do wioseczki Pleśna mieliśmy niemal panoramę 360 a potem parę minut zjazdu w dół, następnie wzdłuż rzeki Biała i do Tuchowa.
Tam na rynku trafiliśmy na Tuchowino - festiwal wina, gdzie dowiadujemy się, że to Małopolska ma najwięcej zarejestrowanych winnic w Polsce. Wiele z nich mijaliśmy po drodze, więc to ma sens - ale dla mnie to i tak pewne zaskoczenie. Nawet został wytyczony nowy szlak rowerowy Enovelo, łączący najciekawsze winnice… tylko jak połączyć smakowanie wina z pedałowaniem? Póki ktoś nie wpadnie na genialny pomysł, by przy winnicach otwierać agroturystyki (co nie jest obecnie często spotykane), to szlakiem tym nie pojedziemy.
Day 8
W planie dnia: gotowanie dal, faszerowanej cukinii i placuszków kukurydziano-cukiniowych.
Day 9
Wystartowaliśmy z Łękawicy przed południem. Podążyliśmy trasą poleconą przez Miecia i Marię. Wiedzieliśmy, że będzie nas tam czekało więcej podjazdów, ale i więcej panoramicznych widoków. No i dzisiaj mieliśmy zaplanowane tylko i wyłącznie te 13 kilometrów - jakoś musimy się spocić, hm?
Jak tylko docieramy do Zawady, „wspinamy się" na górę Św. Marcina - mamy chwilkę na złapanie oddechu na szczycie i ziuuuu - zjeżdżamy w dół. Zatrzymujemy się jeszcze przy ruinach zamku Tarnowskich - skąd rozciąga się świetna panorama na całe miasto położone u podnóża góry.
Wjeżdżamy do Tarnowa od południowej stronuy - bardzo fajną ścieżką rowerową poprowadzoną Aleją Tarnowskich. Uuu - Tarnów. Świetne miasto, staję się cichą fanką małych i średnich miast w Polsce. Odnowione Stare Miasto, gdzie jest większość zabytkowych lokalizacji, w tym miejsca upamiętniające społeczność żydowską. Wszystko w zasięgu parominutowego spaceru. Spokojne uliczki, kawiarnia Sofa serwująca wegańskie lunche i śniadania, zieleń, mało ludzi. Taki „Mały Kraków”, o którym jakoś niewiele się mówi - a szkoda.
Wyjeżdżamy z Amorka sprawnie, po 9. Decydujemy się jeszcze zahaczyć o Zakliczyn, do którego dzień wcześniej nie dotarliśmy. Na poranną kawę - a jak. Tak się złożyło, że najfajniejsze miejsce, by usiąść na Rynku i podelektować się chwilą było… w restauracji przy hoteliku, który wczoraj nas przyjąć nie mógł. Coś tam rzeczywiście musiało się zadziać, bo pani przepraszającym głosem rozmawiała z innymi gośćmi, proponując im przeniesienie do nowego pokoiku. Zagadka Hotelika Missterium :)
Gwoli ścisłości - na tym fragmencie opuszczamy Velo Dunajec (i tak nie jest jakoś konsekwentnie i spójnie poprowadzony aż do Tarnowa). I kombinujemy pod gorke :)
Dzień miał być krótki, jeśli chodzi o jazdę i bogaty o wrażenia - bo celem była Łękawica odwiedziny w rodzinnych stronach Adama.
Okazało się, że choć krótszy - to nie mniej górzysty! Ale podjazd pod każdą górę gwarantuje widoki na górze - więc jak tu się nie uśmiechać przez łzy? :)
Po wdrapaniu się do wioseczki Pleśna mieliśmy niemal panoramę 360 a potem parę minut zjazdu w dół, następnie wzdłuż rzeki Biała i do Tuchowa.
Tam na rynku trafiliśmy na Tuchowino - festiwal wina, gdzie dowiadujemy się, że to Małopolska ma najwięcej zarejestrowanych winnic w Polsce. Wiele z nich mijaliśmy po drodze, więc to ma sens - ale dla mnie to i tak pewne zaskoczenie. Nawet został wytyczony nowy szlak rowerowy Enovelo, łączący najciekawsze winnice… tylko jak połączyć smakowanie wina z pedałowaniem? Póki ktoś nie wpadnie na genialny pomysł, by przy winnicach otwierać agroturystyki (co nie jest obecnie często spotykane), to szlakiem tym nie pojedziemy.
Day 8
W planie dnia: gotowanie dal, faszerowanej cukinii i placuszków kukurydziano-cukiniowych.
Day 9
Wystartowaliśmy z Łękawicy przed południem. Podążyliśmy trasą poleconą przez Miecia i Marię. Wiedzieliśmy, że będzie nas tam czekało więcej podjazdów, ale i więcej panoramicznych widoków. No i dzisiaj mieliśmy zaplanowane tylko i wyłącznie te 13 kilometrów - jakoś musimy się spocić, hm?
Jak tylko docieramy do Zawady, „wspinamy się" na górę Św. Marcina - mamy chwilkę na złapanie oddechu na szczycie i ziuuuu - zjeżdżamy w dół. Zatrzymujemy się jeszcze przy ruinach zamku Tarnowskich - skąd rozciąga się świetna panorama na całe miasto położone u podnóża góry.
Wjeżdżamy do Tarnowa od południowej stronuy - bardzo fajną ścieżką rowerową poprowadzoną Aleją Tarnowskich. Uuu - Tarnów. Świetne miasto, staję się cichą fanką małych i średnich miast w Polsce. Odnowione Stare Miasto, gdzie jest większość zabytkowych lokalizacji, w tym miejsca upamiętniające społeczność żydowską. Wszystko w zasięgu parominutowego spaceru. Spokojne uliczki, kawiarnia Sofa serwująca wegańskie lunche i śniadania, zieleń, mało ludzi. Taki „Mały Kraków”, o którym jakoś niewiele się mówi - a szkoda.
Komentarze
Prześlij komentarz